+1
KarolKwiat 20 grudnia 2017 02:39
Planując pobyt w Santiago nie można było ominąć jednej z najważniejszych atrakcji jaką jest niewątpliwie przejazd przełęczą Paso International Los Libertadores, prowadzącą do argentyńskiej Mendozy. Po kilku dniach pobytu w stolicy Chile (który postaram się opisać w późniejszym terminie) nadszedł czas na najważniejszy punkt pobytu w Ameryce Południowej.
W środę rano opuściliśmy nasz hostel, zostawiając główne bagaże i z małymi plecakami udaliśmy się na dworzec autobusowy. O godzinie 9.30 mieliśmy zaplanowaną 8-godzinną podróż z Santiago do argentyńskiej Mendozy. Bilety można było nabyć online i do tego z możliwością rezerwacji miejsc. Do wyboru mieliśmy salon cama czyli bardzo wygodne siedzenia, które można rozłożyć jak łóżko lub semi cama. Druga opcja wydawała się najbardziej atrakcyjna bo mieliśmy miejsca w pierwszym rzędzie, co pozwalało na zrobienie wyjątkowych zdjęć. Cena biletu wynosiła 35 funtów w jedną stronę, w cenę którego wliczało się kanapki, kawę i herbatę a także ciastka.
Trasa prowadziła przez pasmo górskie w Andach nazywane Paso International Los Libertadores, jak również określane mianem Cristo Redentor. Jest to jedyna droga prowadząca ze stolicy Chile do Mendozy, a także łączy ona wybrzeże Oceanu Atlantyckiego ze Spokojnym. Początek trasy jest płaski, z czasem pojawiają się większe podjazdy, które w końcowym etapie po chilijskiej stronie zaczynają się zmieniać w charakterystyczny "ślimak". Co jest najlepsze żaden z ekstremalnie położonych zakrętów nie posiada barierek zabezpieczających przed upadkiem w przepaść! Mały ludzki błąd może kosztować życie a w przypadku często jeżdżących autokarów nawet i kilkadziesiąt. Nasza część wyprawy przebiegała w idealnych warunkach pogodowych, bez często obecnego w górach deszczu lub gęstej mgły. W miesiącach zimowych panuje tutaj całkiem inny klimat, zdarzają się obfite śnieżyce i trasa jest całkowicie zamykana.
https://static.fly4free.pl/s/2017/12/4/t4c544a5df83e17c4b8788bb46eb7e305.jpeg
https://static.fly4free.pl/s/2017/12/1/t16294199b3ce94f86661e07ff7fb64a9.jpeg
https://static.fly4free.pl/s/2017/12/c/tca8ac290665bfe6d71cf61bfbc5ecc16.jpeg
Kierowcy wspinają się poprzez kilkanaście agrafek na wysokość ponad 3 tysięcy metrów, gdzie znajduję się przejście graniczne do Argentyny, położone dokładnie na wysokości 3832 metrów nad poziomem morza! Rysy liczą 2503 m.n.p.m… Nasze 3-godzinne oczekiwanie odbywało się - używając terminologii sportowej - na dużej pożyczce tlenowej. Ciężko było złapać oddech z racji mocno rozrzedzonego powietrza. Nasza odprawa poszła bezproblemowo, pomimo tego, że celnicy argentyńscy zbytnio nie śpieszyli się w wykonywaniu swoich obowiązków. Po przejściu przez bramki (szczerze powiedziawszy to nawet nie wiem czy one w ogóle działały) udaliśmy się do autokaru czekając na dalszą trasę. Ostatecznie nasz wyjazd został przesunięty o godzinę z powodu problemów z wizami kilku obywateli Haiti.
https://static.fly4free.pl/s/2017/12/e/te123f4202d164c1968a424675d85061e.jpeg
https://static.fly4free.pl/s/2017/12/0/t07d2607276a5367b6de549242ce50e4e.jpeg
Argentyńska część Andów nie miała tak widowiskowych serpentyn jak po stronie chilijskiej, tylko stopniowo zjeżdżało się na coraz niżej. Po drodze mijaliśmy punkt z którego wyruszają wyprawy w stronę najwyższego szczytu Ameryki Południowej czyli Aconcagua'y. Znajdują się tutaj hotele i sklepy. Jak podają źródła nie jest to ekstremalnie ciężka góra i chętni po wpłaceniu kilku tysięcy dolarów mogą dołączyć do ekspedycji i zmierzyć się ze szczytem.
W miarę zbliżania się do Mendozy naszym oczom ukazywały się ogromne plantacje winogron, rozciągające się aż po sam horyzont. Zachodnia część Argentyny jest znana z dobrego wina i uprawy winorośli a okręg Cuyo jest jego głównym producentem w kraju. Po dojechaniu do dworca od razu wzięliśmy taxi i ruszyliśmy do naszego hotelu. Przejazd przez miasto mile zaskoczył - miasto czyste, z szerokimi, kilko pasmowymi ulicami, rozległe chodniki i ciągnące się kilometrami aleje drzew, dające ochłodę podczas letnich upałów. Mogę stwierdzić, że jest to jedno najładniejszych miast jakie dotychczas odwiedziłem. Nasz hotel było położony w centrum, w niedalekiej odległości od najważniejszych punktów.
Do Mendozy przyjechaliśmy w środowy wieczór i po krótkim odpoczynku udaliśmy się na krótkie zwiedzanie najbliższej okolicy. Snując się po malowniczych uliczkach można było spotkać mieszkańców udających się na kolację do licznych restauracji. Podobnie rzecz się ma w Hiszpanii, gdzie wychodzi się niekiedy po godzinie 22 i to nie tylko w towarzystwie małżonka ale także z dziećmi. Większość restauracji miała stoliki na zewnątrz i właśnie tam większość Argentyńczyków spędzała wolny wieczór. Pomimo, że region Mendozy słynie z produkcji wytrawnych win to nie ono królowało na stołach, ale litrowe piwo. Zamawiane było z kilkoma szklankami dla współtowarzyszy biesiady. Na stołach królowała … pizza. Wpływ kultury włoskiej na nawyki żywieniowe Argentyńczyków jest ogromny. Oprócz tego często widywane były empanadas czyli odpowiednik naszych polskich pierogów, z mięsnym nadzieniem, w wersji latynoamerykańskiej. Na koniec gastronomicznej wyliczanki nie można zapomnieć o wołowinie, najlepiej smakującej z grilla, dostępnego w wielu restauracjach.
https://static.fly4free.pl/s/2017/12/8/t8e992ecb56841753f9ae34b7e2b3b923.jpeg
https://static.fly4free.pl/s/2017/12/5/t503c38faeedc7665873f197b8374032d.jpeg
Podczas zapoznawania się z miastem ale także wcześniej na autostradzie można było zauważyć kilka charakterystycznych faktów. Chodzi o wydarzenie historyczne związane z konfliktem o Falklandy w 1982 roku. Jak wiadomo Argentyna zaczęła rościć prawa do wysp położonych w jej sąsiedztwie, należących do Wielkiej Brytanii. Zaczął się konflikt trwający 4 miesiące, który skończył się porażką agresora, czego efektem był późniejszy upadek junty wojskowej. W wojnie zginęło 649 żołnierzy argentyńskich, w tym kilku pochodzących z regionu Mendozy, których nazwiska upamiętniono na pomniku poległych. Do tego na trasie do Santiago można było spotkać tablice mówiące: "Malwiny należą do Argentyny". Jak widać porażka z Brytyjczykami wzmocniła poczucie dumy narodowej i zwiększyła nienawiść do Londynu. W 1986 roku podczas piłkarskich Mistrzostw Świata w Meksyku doszło do rewanżu. Wykonawcą "wyroku" był Diego Maradona, strzelając dwa gole Anglikom, w tym jeden ręką (jak później powiedział była to "ręka Boga") i eliminując ich z turnieju.
Następny dzień został poświęcony na zwiedzanie miasta. Jak można było przeczytać w różnych źródłach Mendoza nie ma zbyt wielu atrakcji do zaoferowania, jest to miasto idealne do wypadu na weekend i małych zakupów, szczególnie cenione przez Chilijczyków. My także byliśmy ciekawi co mają do zaoferowania miejscowe sklepy i często przekraczaliśmy ich progi. W porównaniu do Santiago jest tu o wiele większy wybór pamiątek związanych z Argentyną, są tańsze i jest duża różnorodność, więc każdy znalazł coś ciekawego. Po zakupach udaliśmy się do jednego z wielu parków na terenie miasta - Plaza Indepedencia. Jego główną częścią jest fontanna, która była w w remoncie. Obok niej była zlokalizowana mniejsza, z … niebieską wodą! Kolor symbolizuje barwy Argentyny i robi piorunujące wrażenie na turystach. Oprócz tego na każdym kroku można było spotkać różnego rodzaju street performance'ów: muzyków, śpiewaków czy podobnej maści "artystów".
https://static.fly4free.pl/s/2017/12/a/ta83573a1792330a486ec597aaebf6a69.jpeg
https://static.fly4free.pl/s/2017/12/4/t43202d4cd5ddaf525f2de648b30c8264.jpeg
https://static.fly4free.pl/s/2017/12/a/tac7a6de1e41e69568ad4ac1fedb03e4e.jpeg
Podczas naszej całodniowej wędrówki udało się odnaleźć budynek poczty (trochę przez przypadek), do którego weszliśmy aby wysłać pamiątkowe kartki do Europy. W sumie zebrało się ich ponad 20 i poprosiłem o znaczki. Jakież było moje zdziwienie gdy pracownica poczty podała mi sumę jaką musiałbym zapłacić za ich wysłanie - ponad dwa tysiące argentyńskich peso! Okazało się, że jeden znaczek kosztuje 85 peso i na dodatek nie jest w jednym egzemplarzu. Trzeba zakleić połowę kartki i dopiero można wysłać widokówkę do dalekiej Europy.
Co do pieniędzy to funt brytyjski jest wymienialny do peso argentyńskiego w skali 1/25, więc wyżej wspomniany znaczek pocztowy kosztował ok. 3,5 funta. Jeśli w Chile operowało się tysiącami to w ojczyźnie Maradony dziesiątkami, ale w znacznie gorszym stanie niż banknoty w kraju Alexisa Sancheza. Nominały argentyńskie są bardzo zniszczone, porwane, nie zawsze całe i sprawiające wrażenie jakby się trzymało papier toaletowy a nie twardą walutę. W żadnym innym kraju na świecie nie spotkałem się z tak zniszczonymi pieniędzmi.
Wieczorna część pobytu upłynęła nam na szukaniu kantoru, który w końcu się odnalazł w budynku banku, ale i tak nie mogliśmy nic wymienić z powodu braku dowodu tożsamości, z wiadomych powodów zostawionego w sejfie. Na szczęście spotkaliśmy argentyńskich cinkciarzy, którzy trochę po słabszym kursie wymienili nasze peso chilijskie. Po transakcji zasiedliśmy do ogródka położonego na jednym z głównych deptaków. Jak to miało miejsce w Santiago, tak samo i w Mendozie można było liczyć na występy muzyczne. Jednym z najlepszych był wirtuoz saksofonu, który swoją grą umilał wieczór przy flagowym piwie Quilmes.
Po skończonym show na drugiej części ulicy zaczęła się gromadzić ekipa taneczna do flamenco. Jest to jeden z najpopularniejszych stylów tanecznych państw latynoamerykańskich i widocznie jedna z licznych szkół tańca zaczynała swój pokaz. Po kilku minutach przygotowań zaczęła się fiesta a do pląsów włączali się coraz to nowi ludzie - przechodnie, klienci barów czy bawiące się obok dzieci. Widok i wrażenia z jak kosmosu! W czwartkowy, mogłoby się wydawać zwyczajny wieczór, cała ulica zaczyna się poruszać w tanecznych rytmach. Można sobie wyobrazić jak wygląda centrum miasta podczas weekendów czy świąt państwowych... La vida loca!
https://static.fly4free.pl/s/2017/12/f/tf23e3037e61b58a5a46718483dd1a09d.jpeg
https://static.fly4free.pl/s/2017/12/3/t3688ef2c93f2ffe186d45a4e7d117389.jpeg
Po kilku dniach pobytu w Mendozie pożegnaliśmy nasz hotel i wyruszyliśmy w drogę powrotną do Santiago. W tym przypadku ponownie zajęliśmy miejsca w pierwszym rzędzie i mogliśmy patrzeć na Aconcaguę, leżącą w kierunku naszej jazdy. Mijaliśmy rozległe winnice regionu Cuyo, po czym zaczęliśmy się wdrapywać na coraz to wyższe wysokości. Równolegle do szosy usadowione są tory kolejowe, w przeszłości łączące Buenos Aires i Valparaiso do roku 1984, kiedy to całkowicie zamknięto trakt. W każdym bądź razie kolej przegrała z transportem kołowym. Patrząc na położenie szyn, czasem blisko niebezpiecznych urwisk i stromych zboczy, trzeba było mieć żelazne nerwy aby pracować jako maszynista w tamtych czasach.
https://static.fly4free.pl/s/2017/12/b/tba135b98d33e98539bfba793efc35450.jpeg
https://static.fly4free.pl/s/2017/12/b/tb394752deb34602708f92c10304309c5.jpeg
Po kilku godzinach dotarliśmy do punktu granicznego pomiędzy Argentyną i Chile, znajdującego się w długim tunelu. O tym, że wjechaliśmy na teren sąsiedniego państwa informuje tabliczka z flagą a także kierowca, który użył klaksonu. Po wyjechaniu i pokonaniu kilku kilometrów dojechaliśmy do przejścia granicznego w Los Libertadores. Kontrola ze strony strażników chilijskich jest trochę inna niż w Argentynie. Wszyscy pasażerowie muszą mieć sprawdzone bagaże, które stawia się na specjalnym stole, gdzie zostają "obwąchiwane" przez wyszkolonego psa. Miłe czworonogi są w stanie rozpoznać najmniejszą porcję narkotyków czy innych zakazanych rzeczy. Mogą być nimi nawet artykuły pochodzenia zwierzęcego czy warzywa, o czym mówi stosowny zapis. Ostatecznie, w porównaniu do przejścia argentyńskiego, obsługa była o wiele sprawniejsza i szybko ruszyliśmy w stronę Santiago. Ponownie jechaliśmy serpentynami, tylko w tym przypadku zjeżdżaliśmy w dół. Jak niebezpieczna jest to trasa świadczą małe krzyże często rozstawione wzdłuż drogi, na których widnieje flaga i zdjęcie osoby poszkodowanej. Lokalnym także zwyczajem jest stawianie plastikowych butelek z wodą.
https://static.fly4free.pl/s/2017/12/a/ta57fc818e1177413b2e09cfa1b2d59a0.jpeg
https://static.fly4free.pl/s/2017/12/0/t00cce80a728a8b156d9b507ed5a87032.jpeg
Ostatecznie po 8 godzinach jazdy późnym popołudniem docieramy do stolicy. Udało nam się uniknąć większych korków przy wjeździe do miasta, ale za to utknęliśmy przy wjeździe na dworzec autobusowy! Trafiliśmy na weekendowy szczyt, kiedy część mieszkańców opuszczała Santiago. Po półgodzinnym oczekiwaniu udało nam się wjechać na stanowisko i opuścić wygodny autobus.
https://static.fly4free.pl/s/2017/12/b/tb736b6fef730258c109616ff5d1b69a6.jpeg
https://static.fly4free.pl/s/2017/12/e/te3ccadda382db669dc2d4fbf14bf54a7.jpeg
https://static.fly4free.pl/s/2017/12/7/t7af26e57c197c76f4276bb131c386269.jpeg
https://static.fly4free.pl/s/2017/12/7/t711f48bed99907c664894f4475ea4d54.jpeg
https://static.fly4free.pl/s/2017/12/b/tb8e9b251e5d99372660c2ee134d18ed9.jpeg
https://static.fly4free.pl/s/2017/12/f/tfbe901ffdfee326a04df8cf4fd185978.jpeg
https://static.fly4free.pl/s/2017/12/2/t2dd0c13cf72177845a458692b6a93152.jpeg
https://static.fly4free.pl/s/2017/12/9/t93d85c3f180ada58de3f0ffda97fa462.jpeg
https://static.fly4free.pl/s/2017/12/a/tae1e418c440cff2679f76f4a32fadbf5.jpeg
https://static.fly4free.pl/s/2017/12/f/tfe657e2aeda00bc6669f29568de38ddd.jpeg
https://static.fly4free.pl/s/2017/12/c/tce87cc44b0dac0fe35ce1448bcbbfc5a.jpeg

Dodaj Komentarz

Komentarze (1)

tomwie 26 grudnia 2017 16:26 Odpowiedz
Fajna relacja. Ja sam przeleciałem tę trasę nad górkami samolotem. Drogę widać z góry :-) A co do Mendozy, to samo miasteczko jest mało ciekawe. Mendoza jest punktem wypadowym do pobliskich winnic ... polecam przejażdżkę po winnicach wypożyczonym rowerem.